Rok temu zamieściłem opis biegu dookoła Trójmiasta, który stał się dla kolegów z naszego "klubu" wstępem do przygody z biegami ultra. Wkręciłem się - w 2014 przebiegłem 5 biegów ultra na dystansie powyżej 60 km i 7 na dystansie maratońskim. Euforia, którą opisałem po pierwszym biegu na 80 km okazała się powtarzalnym zjawiskiem, jakiego doświadczam po pokonaniu ok. 60 km, dlatego chętnie planowałem na ten rok z kolegami kilka ambitnych startów w biegach górskich.

Nie interesuje mnie na nich wynik, nie kręci mnie pokonywanie bólu czy walka ze sobą. Biegam, bo na długim dystansie mój organizm wchodzi w rodzaj transu, który objawia się doświadczaniem radości, lekkości i jedności z naturą. Nie chodzi tu o stan jakiegoś narkotycznego odlotu, tylko o zakodowany w homo sapiens mechanizm, który tysiące lat temu pozwalał naszym przodkom biegać setki kilometrów dniami i nocami. Mechanizm, z którego korzysta już niewiele prymitywnych ludów w Afryce i niektóre szczepy indian Tarahumara. Teorie na wrodzone predyspozycje ludzi do długodystansowych biegów zebrał i opisał McDougall w swojej kultowej książce Urodzeni Biegacze, a chyba najlepszym przykładem, że do niesamowitych osiągnięć w biegach ultra nie potrzeba przestrzegać zawodowego sportowego reżimu był staruszek Cliff Young, który całe życie ganiał po swoich australijskich pastwiskach i w wieku 61 lat zwyciężył bieg Sydney-Melbourne na dystansie 875 km..

Bieganie stało się ostatnio tak popularne, że dorobiło się już zadeklarowanych anty-biegaczy prowadzących "fanpejdże" (kiedy blogi?). Wkrótce pojawią się w Polsce pierwsze medialne analizy podważające sens poddawania organizmu ekstremalnemu wysiłkowi. Tak było w Stanach w latach 70-tych, gdy na skutek mody na maratony lekarze odnotowali zwiększoną umieralność na zawały w całej populacji (najczęściej średnio 1.2km od mety).

22.11.2014r. – data ustalona kilka miesięcy temu, wiele razy zagrożona tym, iż cała ekipa nie będzie w komplecie… Na szczęście udało się. Na starcie stanęli wszyscy z ekipy www.TriCityUltra.pl(ja, Tomek, Joszczi i nasz „Tarahumara” Dedek) plus Marta, Krzysiek, Waldek, Jaromir, Bartosz, Piotr. Czyli ponad dwa razy większa ekipa niż w kwietniu:P

META! - 80 km za nami.

Tricity Ultra to bieg dookoła Trójmiasta: Gdańska, Sopotu i Gdyni. Bieg, który pokazuje, że mamy na północy niepowtarzalne tereny. Z jednej strony ponad 100-metrowe wzgórza w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Biegnąc po nich można bez problemu zrobić przewyższenia kwalifikujące bieg jako stricte górski. Kolejny element to klify - żaden bieg górski w Polsce nie może pochwalić się krajobrazem z morzem aż po horyzont. Miejsca historyczne: Gdańskie Stare Miasto z Neptunem i ulicą Długą, Stocznię Gdańską - kolebkę Solidarności, ORP Błyskawicę - w Gdyni. Trójmiasto to także Sopot - kurort tętniący życiem o każdej porze dnia i nocy z najsłynniejszym w Polsce molo. 

Relacja z biegu TRICITY ULTRA 80 KM 

Zacznijmy od tego, czym ten bieg miał być w zamierzeniach. To znaczy, jak wyobrażaliśmy go sobie w trakcie rozmów na naszych niedzielnych wycieczkach biegowych, albo wieczorami przez net, snując plany, co fajnego można by zrobić, jak połączyć elementy puzzli naszych wycieczek po trójmieście i okolicach w jedną zgrabną całość.

Zacznę klasycznie od cytatu:

"Panowie - jako szanujący się ultras powinniśmy przynajmniej raz w miesiącu maraton biec, a w czasie wielkanocnym bułeczki kukurydziane z rodzynkami przyjmować. Proponuję w przyszłym tygodniu jakoś wcześnie rano wyruszyć na taką trasę"  

Dominik
 



Taką propozycję skierowaną do ekipy tricityultra.pl przeczytaliśmy trzy tygodnie temu. Wstępnie ustaliliśmy pierwszy weekend marca jako dzień startu, zaś nad trasą deliberowaliśmy trochę dłużej. Rozważaliśmy opcję jak powyżej, z dobiegnięciem do morza na wyspie Sobieszewskiej i powrót z przystankiem w Greenwayu na starówce, oraz alternatywną trasę z obiegnięciem całej wyspy i powrót autobusem. W obu przypadkach trasa miała oscylować pomiędzy 42 a 50 km. Więcej niż maraton, mniej niż podstawowe ultra, co jednemu z nas  nie do końca się podobało :)