W zeszłym roku postawiłem sobie za cel zaliczenie w 2014 kilku maratonów i przebiegnięcie jednego ultra. Drugi cel wyszedł spontanicznie już na początku roku, ale prawdziwa przygoda czeka nas 26 kwietnia, co zrelacjonujemy na stronie tricityultra.pl (ten śmieszny avatar przypiął mi złośliwiec Tomek i uniemożliwił podmianę obrazka, widocznie prosi się o interwencję karmy ;) . Najbardziej lubię biegać maratony przez lasy, wokół jezior (opisy naszych eskapad opisuje Tomek na blogu runaroundthelake.blogspot.com ), jednak uliczniaki też mają swój urok. Kiedyś miasta żyły oficjalnymi imprezami, np. w greckich polis przez 2-3 dni trwały uczty, ludzie biegali w amoku i oddawali się uciechom, na które nie mogli sobie pozwolić przez cały rok. W Rzymie niewolnicy zamieniali się rolami z panami i przez krótki okres ludność Imperium mogła zrzucić gorset surowych praw. Publiczne fiesty pozwalają ludziom poddać się euforii tłumu, wyszumieć a potem karnie wrócić do pracy. Myślę, że taki kilkudziesięciotysięczny bieg spełnia podobną rolę. W końcu nie często ludzie publiczne się śmieją, wrzeszczą i obsikują krzaki nie będąc pod wpływem alkoholu.

Dział: Blogi